- Miriam. Miriam
wstawaj!
- Czegoooo?
- Nie "czeguj mi tu". Już jesteśmy.
- Ale co?! Gdzie?
- No jak gdzie? W Japonii.
- S-serio?
- No tak, musimy wysiąść z samolotu. Więc jakbyś raczyła się
ruszyć byłabym bardzo wdzięczna.
- A tak, już wstaję. Ej, poczekaj. Czy nie miał ktoś po nas
przyjść?
- Mhm, właściciel mieszkania, które wynajmiemy.
- Okej, chodźmy, nie dajmy mu czekać.
Pospiesznie
wysiadłyśmy z samolotu, swoją drogą byłyśmy ostatnie a stewardessa piorunowała
nas wzrokiem dopóki nie opuściłyśmy pokładu maszyny. Chwilkę nam zajęło
odebranie bagaży i pobiegłyśmy w stronę umówionego spotkania.
- Takie jedno pytanko. Jak my mamy go kurczę rozpoznać?!
- Tak mi się zdaje, że przesyłałam mu nasze zdjęcia, więc
jest szansa, że w ciągu najbliższych dwóch godzin ktoś po nas przyjdzie.
- Lucy, mam pytanie.
Czy ty do reszty zgłupiałaś?!
- Możliwe, ale to na razie nie ważne ponieważ jakieś ciacho
idzie w naszą stronę.
- Co, gdzie, jak?!
- Patrz, tam.
- Rzeczywiście. Czego on od nas chce?
- Nie wiem, zaraz się przekonamy.
Tak szczerze, to
przez rozmowę z Lucy i moje wpół oprzytomnienie, nie zdałam sobie sprawy, że
lotnisko na którym jesteśmy jest prześliczne. Widok zza szklanych szyb był
uroczy. Zachodzące słońce i mnóstwo pięknych roślin, których nigdy na oczy nie
widziałam, sprawił, że momentalni zakochałam się w Japonii. Jak by to było coś
dziwnego. Od samego początku byłam na to skazana! Oj, rodzice, przygotujcie
się, bo tak myślę, że zostanę tu dłużej.
Moje rozmyślania
przerwał (przystojny, nawet bardzo) chłopak, który właśnie do nas podszedł.
- Konnichiwa! Jestem Ren, syn Aki Hideki'ego.
- Miło mi! Jestem Lucy, a to jest...
- Jestem Miriam!
Eee... Tak, wiem,
zawsze tak reaguję, kiedy ktoś chce mnie przedstawić, co zazwyczaj wywiera
pozytywne wrażenie na innych. No wiecie, "taka energiczna i zabawna
dziewczyna, założę się, że jest też fajna i miła", czy coś w tym stylu.
Przynajmniej taką mam nadzieję. Zawsze byłam i będę odważ więc nie wstydzę się,
jak ktoś pomyśli o mnie jak o wariatce.
Tym razem, chyba
również się nie myliłam, ponieważ Ren się uśmiechnął.
- Miło was poznać.
- A takie pytanko, czemu to ty przyszedłeś, a nie twój tata?
Nie żeby coś, wydajesz się miłym gościem... - tak wiem, mój geniusz może
powalić wszystkich, ale zawsze strzelę coś niestosownego.
- Spoko, mój tata nie mógł was przywitać. Kazał za to bardzo
przeprosić, ale wypadła mu jakaś sprawa. Czasem pomagam mu, kiedy ma jakiś
problem czy coś. Więc przez najbliższe kilka miesięcy jesteście skazane na
mnie, ponieważ chodzimy do tej samej szkoły, a dziś chcę was jeszcze troszkę
oprowadzić. A! Z tego co mi wiadomo, to Lucy, jesteś od nas o rok starsza, tak?
- Jesteś w wieku Miriam?
- Tak, ale nie martw się, mam kumpla w klasie, do której
zostałaś przydzielona.
- To miło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz