czwartek, 26 czerwca 2014

Miriam i Lucy rozdział 2

 - Miriam. Miriam wstawaj!
- Czegoooo?
- Nie "czeguj mi tu". Już jesteśmy.
- Ale co?! Gdzie?
- No jak gdzie? W Japonii.
- S-serio?
- No tak, musimy wysiąść z samolotu. Więc jakbyś raczyła się ruszyć byłabym bardzo wdzięczna.
- A tak, już wstaję. Ej, poczekaj. Czy nie miał ktoś po nas przyjść?
- Mhm, właściciel mieszkania, które wynajmiemy.
- Okej, chodźmy, nie dajmy mu czekać.
  Pospiesznie wysiadłyśmy z samolotu, swoją drogą byłyśmy ostatnie a stewardessa piorunowała nas wzrokiem dopóki nie opuściłyśmy pokładu maszyny. Chwilkę nam zajęło odebranie bagaży i pobiegłyśmy w stronę umówionego spotkania.
- Takie jedno pytanko. Jak my mamy go kurczę rozpoznać?!
- Tak mi się zdaje, że przesyłałam mu nasze zdjęcia, więc jest szansa, że w ciągu najbliższych dwóch godzin ktoś po nas przyjdzie.
 - Lucy, mam pytanie. Czy ty do reszty zgłupiałaś?!
- Możliwe, ale to na razie nie ważne ponieważ jakieś ciacho idzie w naszą stronę.
- Co, gdzie, jak?!
- Patrz, tam.
- Rzeczywiście. Czego on od nas chce?
- Nie wiem, zaraz się przekonamy.
  Tak szczerze, to przez rozmowę z Lucy i moje wpół oprzytomnienie, nie zdałam sobie sprawy, że lotnisko na którym jesteśmy jest prześliczne. Widok zza szklanych szyb był uroczy. Zachodzące słońce i mnóstwo pięknych roślin, których nigdy na oczy nie widziałam, sprawił, że momentalni zakochałam się w Japonii. Jak by to było coś dziwnego. Od samego początku byłam na to skazana! Oj, rodzice, przygotujcie się, bo tak myślę, że zostanę tu dłużej.
  Moje rozmyślania przerwał (przystojny, nawet bardzo) chłopak, który właśnie do nas podszedł.
- Konnichiwa! Jestem Ren, syn Aki Hideki'ego.
- Miło mi! Jestem Lucy, a to jest...
- Jestem Miriam!
  Eee... Tak, wiem, zawsze tak reaguję, kiedy ktoś chce mnie przedstawić, co zazwyczaj wywiera pozytywne wrażenie na innych. No wiecie, "taka energiczna i zabawna dziewczyna, założę się, że jest też fajna i miła", czy coś w tym stylu. Przynajmniej taką mam nadzieję. Zawsze byłam i będę odważ więc nie wstydzę się, jak ktoś pomyśli o mnie jak o wariatce.
  Tym razem, chyba również się nie myliłam, ponieważ Ren się uśmiechnął.
- Miło was poznać.
- A takie pytanko, czemu to ty przyszedłeś, a nie twój tata? Nie żeby coś, wydajesz się miłym gościem... - tak wiem, mój geniusz może powalić wszystkich, ale zawsze strzelę coś niestosownego.
- Spoko, mój tata nie mógł was przywitać. Kazał za to bardzo przeprosić, ale wypadła mu jakaś sprawa. Czasem pomagam mu, kiedy ma jakiś problem czy coś. Więc przez najbliższe kilka miesięcy jesteście skazane na mnie, ponieważ chodzimy do tej samej szkoły, a dziś chcę was jeszcze troszkę oprowadzić. A! Z tego co mi wiadomo, to Lucy, jesteś od nas o rok starsza, tak?
- Jesteś w wieku Miriam?
- Tak, ale nie martw się, mam kumpla w klasie, do której zostałaś przydzielona.
- To miło...
- No dobra! Koniec gadania! Ruszamy! Koniecznie chcę zobaczyć miejsce, w którym będę mieszkać! - na flirty im się kurczę zebrało, nie chce mi się tego słuchać. Jednak myślę, że może być zabawnie.

~~~

Wyjątkowo długi ten rozdział, ale nie martwcie się, to to już się raczej nie powtórzy xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz